Marianka według Serafina

Jak obiecaliśmy – tak spełniamy, czyli dochodzimy sedna wstydu z powodu nieczynnego ośrodka w Mariance. Po biznesmenie Możdżonku czas więc na nadleśniczego Serafina, który był posądzony o biurokratyczną nadgorliwość i brak dobrej woli. Słowem nic nie zrobił, a nawet utrudniał w doprowadzeniu zalewu do turystycznego rozkwitu. Jednak Piotr Serafin ma swoje niepodważalne racje i ujawnił nam całkiem odmienne przyczyny upadku ośrodka

Drugie dno ruiny

Marianka według Serafina / Drugie dno ruiny

By poznać całą prawdę, przenieśmy się na początek lat 90’ i ustawy sejmowej, według której  wszystkie grunty leśne miały wrócić do lasów państwowych. Gdy więc tworzące się starostwo chciało wiedzieć, czyje są tereny wokół zbiornika, sąd przyznał prawo własności nadleśnictwu.
By jeszcze lepiej pojąć konflikt Możdżonek–Serafin, należy wiedzieć, że lasy państwowe mogą być przedmiotem zamiany, ale tylko w przypadkach uzasadnionych potrzebami i celami gospodarki leśnej i zgodnie z aktualnym miejscowym planem  zagospodarowania przestrzennego  oraz wolne od wszelkich roszczeń  np. spadkobierców. Poza tym zamiana musi być ekwiwalentna, a transakcja przypieczętowana aktem notarialnym.
– Wobec tego, że las wokół ośrodka Marianka obecnie nie spełnia opisanych kryteriów, nie może być przedmiotem zamiany – twierdzi zdecydowanie nadleśniczy Serafin. Jednak jest przekonany, że nie przeszkadza to w udostępnieniu terenów akwenu na rekreację  i turystykę. Zależy to tylko od pomysłu, chęci  i operatywności właściciela Marianki.  – Jeżeli on sobie z tym nie radzi lub przerosły go możliwości, to zawsze teren można sprzedać, wydzierżawić lub przekazać innym osobom, a nie obwiniać nadleśnictwo za swoje niepowodzenia – dokłada Serafin.
To przykre słowa dla każdego biznesmena, ale nie wzięły się znikąd. Problemy pojawiły się od początku dzierżawy lasu przez Możdżonka. Najpierw zniszczył znaki graniczne i osnowy geodezyjne, potem zaczął nielegalnie wydobywać piach, postawił nie na swoim terenie tancbudę i naruszył ciągi komunikacyjne, a gdy przegrał w sądzie  i musiał zło naprawić, wtedy przestał płacić za dzierżawę terenu.
Jednak umowa trwała aż do końca roku i do tego czasu  nie było żadnych przeszkód do udostępnienia obiektu ludności. Nie zrobił nic, a potem mimo wypowiedzenia i długu sięgającego 15 tysięcy zł  Możdżonek nie zwrócił nieruchomości, więc trzeba było iść do sądu.
Nadleśniczy nie ukrywa, że sprawą Marianki jest już zirytowany. Oprócz nieuzasadnionych pretensji Możdżonka, nie oszczędzają go media. Gdy wyburzył ruiny (tak nazwał domki kempingowe) poczuł się zmaltretowany przez TVP Warszawa i lokalną prasę. Coś w nim pękło, bo on tu stara się ochronić majątek skarbu państwa, a zarzuca mu się hamowanie rozwoju, a nawet barbarzyńskie metody.
A przecież intencje Możdżonka widać jak na dłoni. Połączenie wody z lasem, gdy jedno i drugie należy do prywatnego właściciela, to czysty zysk. Serafin o tym nie mówi, ale nietrudno przewidzieć, ile można zarobić, gdy prawie 17 ha terenów rekreacyjnych z lasem podzielonych na działki pójdzie pod młotek. Po podziale lasu na działki jest do wzięcia nawet 20 milionów. To oczywiście tylko biznesowe spekulacje, ale kto wie, czy nie o nich myślał Serafin mówiąc Możdżonkowi, że nie pozwoli mu zbić kasy na mieniu państwowym. Bo przecież nikt rozsądny nie sądzi, że 10 ha na Osęczyźnie jest równe 10 ha w Mariance.
Mimo kardynalnych różnic, omal nie doszło do pojednania. Otóż zebrali się i podpisali zwrot dzierżawy przez Możdżonka, by dać szansę wynajęcia jego córce. Ta z kolei twierdziła, że jest jej nieprzydatny, a nawet zaproponowała nadleśnictwu... sprzedaż akwenu.
I co? Nic z tego nie wyszło, bo Możdżonek choć podpisał, zaraz wycofał się z ustaleń. Pat trwa do dzisiaj i choć nadleśnictwo nakazało rozgrodzenie lasu, Możdżonek nic sobie z tego nie robi.
Jak więc uzdrowić Mariankę? Nadleśniczy Serafin widzi trzy rozwiązania. Najmniej realna jest zamiana lasu, ale tylko w celu wyprostowania granic, by nie przeszkadzały obecnej i przyszłej infrastrukturze. Na razie główną jej przeszkodą są roszczenia spadkobierczyni Renaty Binder, która upomina się o... 44 ha lasu włącznie z całym terenem  na północ od zalewu.
Drugim wyjściem – najłatwiejszym – jest udostępnienie lasu i zbiornika społeczeństwu, ale z zachowaniem dotychczasowej własności. Możliwa jest dzierżawa terenów leśnych, jednak nie za tysiąc złotych i bez samowoli na wynajętym terenie.
Jest też trzecia możliwość – wariant samorządowy. Wtedy spółka miasta i gminy odkupuje ośrodek i udostępnia go społeczeństwu bez zysku. No, ale tu potrzebna jest wola władz Mińska Mazowieckiego i gminy, a może także starostwa. Tylko kto w kryzysie będzie aż tak ryzykował. Mińscy przedsiębiorcy na hasło Marianka machają ręką lub tajemniczo się uśmiechają.
***
Z ostatniej chwili – Nadleśniczy informuje, że część znaków granicznych wznowionych w ubiegłym roku przez geodetę zostało zniszczonych, a śmieci i wyposażenie pochodzące z  obiektów należących do Możdżonków – wyrzucone do przylegającego lasu państwowego.  Wojna trwa...

Numer: 2012 32 33   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *