Śladem naszych publikacji

Po jednomyślnym absolutorium niektórzy mińscy radni powinni mieć kaca. Nie tyle z powodu bezmyślnego gloryfikowania osiągnięć burmistrza Jakubowskiego, co ze zgody na pomnik promujący Jana Himilsbacha. Właśnie do nich i burmistrza list otwarty napisali członkowie klubu „Gazety Polskiej” i Towarzystwa Pamięci 7. Pułku Ułanów Lubelskich...

Figury wstydu

Śladem naszych publikacji / Figury wstydu

Już na początku listu czytamy, że Klub „Gazety Polskiej” i Towarzystwo Pamięci 7.PUL zgłaszają zdecydowany protest przeciw upamiętnieniu pomnikiem-ławką Jana Himilsbacha, posiadającego w latach 40. i 50. XX wieku w światku lupenproletariatu mińskiego ksywkę Iwan.
– Uważamy, że Janowi Himilsbachowi, który nie odróżniał zła od dobra nie należy się pośmiertnie takie wyróżnienie. Starczy mu coroczny festiwal w Mińsku, robiony za pieniądze podatników, którzy w większości nie utożsamiają się z wartościami, które przyświecały temu pseudoartyście. Ponadto imię jego posiada most nad Srebrną, pod którym być może często on sypiał upojony alkoholem – ironizują nadawcy listu.
Przy okazji zwracają uwagę, że życiorys Himilsbacha podany przez wnioskodawcę (Leszka Celeja) roi się od błędów merytorycznych. Można podejrzewać, że były one zaplanowane, aby rada zaakceptowała powstanie tej ławeczki. Nie urodził się więc 3 maja 1931 roku jak podano, ale 31 lipca 1931 roku. Sfałszowana data – dzień i miesiąc, nawiązuje do Konstytucji 3 Maja, jak i święta Matki Bożej Częstochowskiej. Miała ona według wnioskodawcy pomnika rzucić radnych na kolana (i rzuciła!), a w powiązaniu z prawdziwą datą śmierci 11 listopada 1988 (Święto Niepodległości) – udowodnić jego wyjątkowość.
Faktyczną datę urodzenia Iwana podają za Joanną Nojszewską i Krzysztofem Szczypiorskim. Osoby te przyjaźniły się ze Stefanią Sażyńską, która Iwana tuż po jego urodzeniu ochrzciła z wody i nakarmiła, ratując go od przedwczesnej śmierci, bo matka nie miała pokarmu. Himilsbach, mieszkający już w Warszawie, co jakiś czas odwiedzał Sażyńską. Bywało, że doprowadzony był przez kumpli, a zalany w trupa zasypiał w korytarzu na wycieraczce przy wejściu do mieszkania pani Stefanii i tu załatwiał wówczas swoje potrzeby fizjologiczne.
Sam zaś w opowiadaniu Monidło z 1967 roku pisze, że urodził się 1 maja, czyli w święto pracy. Chciał on w ten sposób zaimponować kolegom – towarzyszom z PZPR, przez których postrzegany był jako aktywista partyjny. Ukończył przecież wieczorowy uniwersytet marksizmu i leninizmu, mimo że nie miał matury.
Autorzy listu nie zostawiają suchej nitki na Celeju, który w 2006 roku rozprowadzał w Mińsku wydaną w Monachium książeczkę „Świat Jana Himilsbacha”. Tam również są liczne błędy, jak na przykład twierdzenie, że w latach 1943/44 Jan Himilsbach walczył w polskim podziemiu przeciwko niemieckiemu okupantowi. Tymczasem jego walka polegała jedynie na kradzieży węgla i kur z podwórek mińszczan, wymieniając zdobycze na bimber lub inny alkohol. Ze względu na to, że publikacje tę upowszechniał właśnie wnioskodawca pomnika, można przypuszczać, że przygotowywał on już wówczas miasto do wetknięcia mu tego bubla, czyli nowego bohatera Mińska. Po wojnie za kradzież mienia wojennego ten „bohater” przebywał w zakładzie poprawczym dla nieletnich chłopców w Szubinie.
A co z artyzmem Himilsbacha? Klubowicze GP twierdzą, że nie był aktorem. Zawodowy aktor zagra każdą rolę – zbrodniarza, lekarza, uczonego, księdza, nawet idiotę, a Himilsbach będąc naturszczykiem, grał tylko siebie – zwykłego pijaczka i cwaniaczka z ulicy. Postawienie między nim, a aktorstwem znaku równości jest więcej niż tylko nietaktem w stosunku do takich mistrzów tego zawodu jak Hańcza, Holoubek, Łomnicki, Węgrzyn, Wichniarz czy Pawlik i Olbrychski.
Twórczość literacka Himilsbacha jest także niewysokich lotów. Pokazuje ona w krzywym zwierciadle koszmarnej groteski nasze miasto w okresie międzywojennym i czasie okupacji. Wyprana jest też całkowicie z wyższych wartości humanistycznych oraz patriotycznych, przez co nie może pretendować do jakiegokolwiek wyróżnienia. Jest tylko kociokwikiem nieprawdy historycznej i licznych pomówień wobec ówczesnej inteligencji naszego miasta.
Najlepiej scharakteryzował ją Tadeusz Chróścielewski, krytykując zachowanie bohaterów Monidła, którzy naigrawali się z legendarnej Kasztanki Józefa Piłsudskiego, a Józefinę Doria-Dernałowicz nazywali głupia Józką. A przecież ostatnia właścicielka dóbr mińskich to wybitna rzeźbiarka, wyższa urzędniczka tworzącego się po latach Państwa Polskiego (...) i pani domu, która gościła dowództwo naczelne wojsk polskich w okresie Cudu nad Wisłą. Chróścielewski nie przypisuje tego złej woli, a krańcowej głupocie Iwana.
Na koniec autorzy monitu pytają, co konkretnie dla Mińska Mazowieckiego zrobił Jan Himilsbach? Być może pomysłodawca ławeczki odpowie na nie obszernie, ale oni już wiedzą, że nie zrobił NIC! Dlatego nie może być stawiany na piedestał osobnik, który za przecinek używał słowa kur...a, miał poważny problem z nadużywaniem alkoholu, a wyższe jego wartości sprowadzone były jedynie do „przełyku z przyległościami”. Zauważyli także opinię w tygodniku „Co słychać?” (nr 25/2012 str. 3), gdzie – jak piszą – redaktor Zbigniew Piątkowski nazwał ławeczkę prowokacją, bo jak tu usiąść naprzeciw tego rozpijaczonego naturszczyka, który miał talent tylko do przeklinania i chamstwa.
I postulują, że na swoją ławeczkę w Mińsku zasłużył Tadeusz Chróścielewski, który rzeczywiście kochał to miasto i poświęcił jemu prawie całą swoją twórczość literacką stojącą na wysokim poziomie, a swoje życie przeżył spokojnie i godnie.
Ale co z pomnikiem Himilsbacha, bo przecież decyzja rady jest i – jak się wydaje – trudno będzie ją zmienić. Szefowa KGP Teresa Wargocka ma nadzieję, że marszałek nie da na ten cel 20 tysięcy, a mińscy radni uchylą niefortunną uchwałę.
Mogą im w tym pomóc ułani prezesa Andrzeja Osińskiego i wcale nie będzie to cud nad Srebrną, a tylko obrona przed wstydem.

Numer: 2012 29   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *