Drodzy Czytelnicy

Ludzie, ratujcie Łazienki – woła Andrzej Bartnicki, wiceprezes do spraw zarybiania w kole 22. Ma ku temu powody i jednocześnie argumenty. Najważniejsze to historyczna waga akwenu i występująca tam fauna, o jaką trudno w okolicy, a nawet w kraju. Czyżby więc mińskie Łazienki były żyjącym cudem natury? Ile jeszcze takich wołań o pomoc usłyszymy, a ile pozostanie bez odzewu...

Ratujmy marzenia

Drodzy Czytelnicy / Ratujmy marzenia

Cieszymy się z każdego listu do redakcji, a jeszcze bardziej z polemiki na poruszony przez nas temat.
Andrzej Bartnicki od lat zarybia wędkarskie Łazienki, ale pierwszy raz nie rozumie zamiarów władz, które dążą do zlikwidowania tak pięknego i czystego akwenu wodnego. Nie dość, że są one jedynym zbiornikiem retencyjnym w Mińsku, to jeszcze mają walory przyrodnicze i są bogate w faunę i florę która rzadko występuje w Polsce. Twierdzi, że występują tam zwierzęta, rośliny i ryby objęte ścisłą ochroną z powodu zamierania gatunku. Są to zaskrońce, żółwie błotne, bobry, piżmaki, wydry, raki oraz zimorodki i błotniaki stawowe, które razem z remizami oraz trzciniakami gnieżdżą się w wodach akwenu i płynącej wyżej Srebrnej.
– Zalew ten istnieje od zarania czasów i jakoś przez 600 lat istnienia Mińska Mazowieckiego nie przeszkadzał, a teraz z powodu jakiejś niezrozumiałej inwestycji zawadza niektórym osobom nie rozumiejącym jaki popełniają błąd, niwecząc piękno, które stworzyła natura. Władze Węgrowa, Siedlec, Garwolina, Kałuszyna budują, a w Mińsku Mazowieckim się niszczy – oskarża Bartnicki.
I stara się przekonać, że kupienie paru desek na tamę będzie kosztowało mniej niż miliony ton ziemi i betonu do zasypania zalewu, który jest jedynym zabezpieczeniem przed powodzią. Rów o szerokości kilku metrów nie pomieści milionów litrów wody...
Nie znamy jeszcze wyniku rozmów wędkarzy z mińskim burmistrzem, ale znamy opinię Jakubowskiego, który nie chce inwestować w miejski akwen.
W tym miejscu nie sposób przypomnieć historii Marianki, którą mińska gmina sprzedała prywatnemu inwestorowi. Jan Możdżonek miał dobre intencje, ale przerosła go – jak twierdzi – biurokracja i zła wola leśników. To oni w ubiegłym tygodniu nie tylko nie zamienili się leśnymi działkami, a rozebrali stojące na ich terenie domki kampingowe. Nadleśniczy Serafin uważa, że wszystko jest zgodne z prawem, ale przez to prawo Marianka zmieni się w bagno dosłowne i metaforyczne.
Tylko najstarsi janowianie pamiętają żółty piasek nad przypałacowym stawem. W PRL-u lotnicy traktowali go jako zbiornik paliwa i smarów, a nowa władza o nim zapomniała. Zarasta więc w najlepsze i nawet nie pozwala przejrzeć się w swoim lustrze pałacowi. Ten także popada w ruinę i jeśli powiat nie znajdzie pieniędzy lub inwestora, dojdzie do zabytkowego lub ludzkiego nieszczęścia.
Ma rację konserwator, że nie pozwala na doraźne łatanie dziur, ale co mogą zrobić radni powiatu, gdy o całej sytuacji dowiadują się tuż przed wakacjami. A co będzie, jeśli w trakcie nauki nadzór budowlany zamknie szkołę. Złośliwi twierdzą, że agrotechnicy wejdą do Mińska Mazowieckiego zamiast studentów płatnej politechniki.
To tylko trzy próby pobudzenia wyobraźni, że ważna jest nie tylko naga ekonomia. Ale z drugiej strony, jeśli coś nie gra, to zazwyczaj chodzi o pieniądze. I tak oto krąg niemocy się doskonale zamyka. Pozostają tylko marzenia, ale one są nie do zamordowania.

Numer: 2011 34   Autor: Wasz Redaktor





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *