Drodzy Czytelnicy

Nie ma wśród nas ani bezgrzesznych, ani bezbłędnych. Nawet czcigodnym ze statusem świętego można niejedno zarzucić. Rzecz w tym, byśmy nie błądzili z premedytacją, a co gorsza z ideą, że cel uświęca środki. Tak błądzą miliarderzy i maluczcy, którym się wydaje, że moc sprawcza zwalnia od odpowiedzialności i honoru

Znaki kultury

Drodzy Czytelnicy / Znaki kultury

Miały być ścierwa medialne, ale przecież przypadek Ruperta Murdocka to nie tylko wpadka medialna. Można było z zażenowaniem oglądać jego spowiedź przed brytyjskimi posłami, bo to były najgorsze godziny nie tylko dla niego, ale także całej idei wydawania tytułów popularnych, które delikatnie nazywamy tabloidami, a bez ogródek – brukowcami.
Wcale to nie znaczy, że wszystkie tytuły nagle znikną z półek i kiosków. Nie znikną, dopóki będą kupowane, ale może zrezygnują z sensacji za wszelką cenę. Nawet za cenę inwigilacji czy cierpień ich ofiar. Tak – ofiar, bo łowcy sensacji są jak drapieżcy łaknący łez, krwi, trupów i najohydniejszych zboczeń.
O ile tam wchodzą w grę wielkie pieniądze, to o co może chodzić dziennikarzom lokalnego pisemka. Zazwyczaj plewy odsiewam, a fekalia omijam, ale są pewne granice nawet tak empatycznej tolerancji.
Mogłem przejść do porządku rzeczy po wstawkach niejakiego Eugeniusza K. – byłego trepa, który bał się użyć mojego nazwiska, plując zazdrością na łamach tygodnika z Siedlec, o którym mało kto w Mińsku Mazowieckim słyszał. Trudno mi się było gniewać (choć w ogóle nie rozumem o co chodzi) na Marcina P., którego od gówniarza uczyłem pisać, a on udaje, że pozjadał wszystkie rozumy, bo załapał się na kierownika u wydawcy z Legionowa.
Nie rozpaczałem ani trochę, kiedy Izabela S. zobaczyła na czwartym Festiwalu Chleba tylko mój kontusz, przenoszenie okrągłego stolika i „wyrywanie” mikrofonu sfrustrowanej konferansjerce. Oczywiście, była to dziennikarska podłość, ale nie do zaczadzenia od smrodu.
Eliza W. w przypływie weny twórczej poszła tym samym tropem jeszcze dalej. W artykule o święcie Halin w Halinowie zarzuciła władzom miasta promowanie mińskiego „artysty”, który dopuścił się takich czynów jak wpisanie kilku dedykacji do własnej książki, nie powstrzymał się przed publiczną próbą wykonania arii Jontka z Halki i reklamował przez mikrofon inne swoje dzieła.
– Czyżby burmistrz uważał, że w Halinowie nie ma artystów, których warto promować? – pyta retorycznie zionąca zazdrością „reporterka”. Ależ są, ale tylko głupcy nie wiedzą, że nie ma kurpiowskiego zespołu, kapeli Stasia Ptasińskiego i poety Zbigniewa Piątkowskiego.
Ale czy ci zazdrośni głupcy widzieli żywiołową reakcję po występie kilkudziesięciu rozbawionych Halin? Czy słyszeli tę burzę oklasków? Ależ skąd – zawiść potrafi przyćmić wszystkie zmysły.
Z reporterki wyszły więc skrywane fobie, a trzeba było widzieć minę tej pożal się Boże dziennikarki, gdy jedna z Halin prosiła ją o zrobienie zdjęcie ze mną w stroju kurpiowskim.
Rozmawiałem z wydawcą, który obiecał podjąć adekwatne do czynu kroki. Jeśli tego nie zrobi – będzie wojna. Nie w stylu Murdocka, bo gram czysto, ale też lubię wgrywać. Szczególnie z ludźmi pozbawionymi kultury.

Numer: 2011 30   Autor: Wasz Redaktor





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *