Drodzy Czytelnicy

Miało być o promocji, więc będzie. Nawet o białym i czarnym pijarze, który dociera już pod małomiasteczkowe strzechy. Może nie dorównamy tutaj kolejnemu wcieleniu Szymona Majewskiego czy duetu Mann-Materna, ale przecież nie promujemy wiodącego banku. W ogóle nie promujemy niczego, a tylko chcemy zrozumieć, czym propaganda jest, a czym być powinna

Zmory promocji

Drodzy Czytelnicy / Zmory promocji

Ujął mnie ostatnio pewien młody fan hip-hopu, który chce w Mińsku Mazowieckim zorganizować festiwal właśnie tego gatunku muzyki. Mniejsza o to, że postrzega mnie bardziej jako biznesmena niż redaktora, bo przecież nie chodzi tu o małostki, a pieniądze.
Ów młody kreator kultury to Łukasz Krawczyk, który swym pomysłem mógłby rozłożyć na łopatki nawet konia, a nie tylko potencjalnego sponsora imprezy, na którą trzeba zebrać... 120 tysięcy złotych. Łukasz sprytnie kwotę zostawia na koniec wywodu o znaczeniu hip-hopu w kulturze masowej. Dlatego na scenę ustawioną przed frontonem siedziby szkoły przy ul. Budowlanej chce zaprosić mistrzów rapowania, tańca breakdance i graffiti. Niektórzy z nich to absolwenci wyższych uczelni, a nawet akademii muzycznych czy sztuk pięknych. Łukasz zdaje sobie sprawę, że muzycy i fani hip-hopu to nie zawsze kryształowi ludzie, więc zapowiada zarówno profesjonalne zabezpieczenie imprezy w ochroniarzy i telebim, który stanie się podczas imprezy wyświetlaczem zbliżeń idoli i nazw sponsorów. 
Krawczyk chce dzięki festiwalowi pokazać tolerancję mińszczan dla kultury hip-hopu, który – jak kiedyś rock’n’roll – jest tępiony i postrzegany jako muzyka niosąca zło. I wszystko byłoby cacy, gdyby nie te 120 tysięcy. Nie ma sprawy – chłopak ma całkiem wielką ideę i jeszcze większy tupet. Jakby nie wiedział, że na promocję urodzin miasta radni wyskrobali z budżetu niewiele więcej kasy, bo kultura w kolejce po pieniądze zawsze była, jest i będzie ostatnia.
Przy okazji aż się ciśnie pytanie, ileż to zespołów hip-hopowych, raperów czy graficiarzy mieszka w Mińsku Mazowieckim i jego okolicach i ilu mają tutaj fanów. A może ten festiwal nie jest przeznaczony dla mińszczan. Skoro tak, to pierwszym sponsorem powinien być burmistrz Jakubowski. To on właśnie uważa, że promocja Mińska Mazowieckiego nie powinna skupiać uwagi mieszkańców miasta, a ludzi z zewnątrz. 
Pierwsze objawy choroby pijarowej magistratu już się ujawniają. Najpierw urządzono zabawę w pisanie próśb o najprostszą informację, a teraz świeży pracownik wydziału promocji dał nam do zrozumienia, że wiedza o poczynaniach władzy będzie reglamentowana. Dobrym przykładem nowych praktyk jest ostatnia wizyta u mińskiej stulatki, na którą urzędnicy poszli sami z nadwornym fotografem. W internecie pojawiły się trzy zdania ze szczególnym wyróżnieniem funkcji owych urzędników i trzema kiepskmi zdjęciami. Tyle samo informacji dostali post factum dziennikarze, ale to nie wszystko. Szefowa miejskiej promocji  (też świeża) bez ogródek dała nam do zrozumienia, że reglamentacja nie ustanie, a relację z owej wizyty zamieści w urzędowym MiMie. Trudno uwierzyć? Rzeczywiście będzie coraz trudniej, ale nie pozwolimy sobą manewrować lub zamienić się w proszącego o łaskę petenta. To przecież władza i urzędnicy się zmieniają, a niezależne media trwają. Trwają, bo służą ludziom i prawdzie, nie ulegając zmorom promocji.

Numer: 2011 28   Autor: Wasz Redaktor





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *