Drodzy Czytelnicy

Historia nieprzerwanie splata się z rzeczywistością, której doświadczały kolejne pokolenia Adama i Ewy. Według mędrców skupionych wokół amerykańskiego Radia Rodzina jesteśmy 44-tysięcznymi następcami rajskich rodziców. Jeśli oczywiście jest prawdą, że Bóg stworzył człowieka 11 013 lat temu, a zmiana pokoleń następuje co ćwierćwiecze. Jesteśmy też pokoleniem tragicznym, bo – jak twierdzą współcześni prorocy – w sobotę 21 maja zobaczymy początek końca świata i sądu ostatecznego

Sądy nieboskie

Drodzy Czytelnicy / Sądy nieboskie

Zwiastunów końca świata było wiele, a jeszcze wyraziściej widzieliśmy hekatombę globu dzięki filmowym katastrofistom. Tym razem ma być inaczej. Impulsem tragedii mają być wielkie, południkowe trzęsienia ziemi, a wraz z nimi koniec wszystkiego, co żyje. Nie od razu, bo potrwa to aż pięć miesięcy, zanim miliardy ludzi staną przed obliczem Boga. Wezwie żywych i umarłych, ale cierpieli będą tylko pozbawieni pieczęci zbawienia.
Groźby są zaraźliwe, ale – o czym donoszą media – niewielu uwierzyło w proroctwa Harolda Campinga. Amerykanie nie takie cuda już słyszeli, a do naszego Radia Maryja jeszcze ta wieść widocznie nie doszła. Gdyby tak było, zabiłyby wszystkie dzwony, ludzie wylegliby z domów pod kościoły i krzyże, by odkupić swoje winy. Doskonale przecież wiedzą, że na pojednanie z Bogiem nigdy nie jest za późno i że jego sądy są zawsze sprawiedliwe.
Gorzej z sądami nieboskimi, czyli ludzkimi. Narzekających na biurokrację najbardziej cieszy kara potrącenia rocznej pensji urzędnikowi za jego błąd. Nie trzeba być prorokiem, by wiedzieć, że najbardziej dotknie ona skarbówkę. Niekoniecznie mińską, bo bardziej rażą nas błędy urzędników samorządowych, spółek skarbu miasta czy placówek społecznych. Poza tym szkoda, że ustawa nie pozwala obciążać winowajców za grzechy przeszłości. Wtedy burmistrz Grzesiak zbiedniałby za oddanie dworu salezjanom, a premier Tusk nie musiałby się publicznie tłumaczyć z biurokratycznych przerostów.
Czy nowe prawo oznacza prawdziwy koniec biurokracji? Tego nigdy nie będziemy pewni, bo zawsze znajdzie się pupilka władzy, która wbrew rozsądkowi będzie szukała haków na petenta domagającego się jej profesjonalizmu i życzliwości.
Jest jednak nadzieja, że jeszcze przed końcem świata, który – miejmy nadzieję – nie zacznie się od Polski, radni zdążą uchwalić tytuły honorowych i zasłużonych dla Mińska Mazowieckiego obywateli. To już w poniedziałek 23 maja, by zdążyć przed uroczystą sesją w 590. urodziny miasta. A nie będzie radnym łatwo, bo najpierw zamieszała kapituła, a ten chaos umocnił burmistrz Jakubowski, uznając za godne tytułu tylko osoby jednogłośnie wybrane przez kapitułę. Do tego wśród propozycji do miana honorowych mińszczan umieścił nieżyjących tj. Michalinę Chełmońską-Szczepankowską i Jana Himilsbacha. To już proceder łamiący regulamin, na co zwrócili uwagę radni podczas obrad komisji.
Czym wybrani przez radnych członkowie kapituły powinni się kierować przy wyborze nominatów do tytułów? Wiadomo – ich konkretnymi zasługami, do których – jak pisze burmistrz – „niema” cienia wątpliwości. My je mamy, bo wyniki głosowania nie zawsze pokrywają się z uniwersalną zasadą rzetelnej bezstronności. Można mieć nawet podejrzenie, że ocena kandydatów zależała nie od ich zasług a poziomu uczuciowej lub kulturowej akceptacji. Zobaczymy, czy te oczywiste emocje dostrzegą radni będący w posiadaniu protokołu kapituły wraz z wynikami głosowania. My je pokażemy po sesji, gdy już wszystko, co ludzkie się rozstrzygnie. Jeśli oczywiście wcześniej nie dojdzie do ostatecznych rozstrzygnięć boskich, w które głęboko nie wierzymy. A jeśli doszłoby do sądu, to chcemy być wśród tych 200 milionów wziętych żywcem do nieba. Ono nam droższe niż wszystkie ziemskie honory.

Numer: 2011 21   Autor: Wasz Redaktor





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *