Drodzy Czytelnicy

– Maj przysłonił oczy/ rozkwitły jabłonie/ w rozmarzonych sercach/ słychać znów piosenki. To tylko wiersz, ale wszystko się zgadza. Maje rzeczywiście mają wiele wspólnego z zanikiem ostrości widzenia i muzyką serc. Warto jednak pomyśleć, co zrobić, by nie żałować, gdy wróci ostrości widzenia. Może zapłakać wcześniej...

Łzy nadziei

Drodzy Czytelnicy / Łzy nadziei

To nieprawda, że prawdziwi mężczyźni nie płaczą. Ależ tak, tylko nie lubią zbyt publicznie i nie chcą, aby łzy nie stały się przyczyną ich słabości. Pod koniec kwietnia dwukrotnie wracałem w tym niemęskim stanie ducha, który wyciska spod powiek słone okruchy żalu.
Pierwszym powodem była śmierć mojej literackiej matki – Ireny Ostaszyk. Poznałem ją przed siedmioma laty siedzącą przy stole pełnym książek – jej wierszy, opowiadań, baśni i dziejów rodzonej ziemi. Miała wtedy 83 lata, a umysł i wdzięk młodej dziewczyny. Urzekała szczerością, więc już po kilku minutach częstowała sosnówką – nalewką, jakiej nikt na świecie nie potrafi zrobić. Dała mi tę recepturę, a potem zmusiła do wydania „Rozstajów”. Zawsze powtarzałem, że jej nie zapomnę aż do śmierci, ze kazała mi zostać poetą. Nieprawda, będę pamiętał do końca świata, a jeśli będzie mi dane spotkać ją za Piotrową bramą, na pewno się posprzeczamy. Także o łzy, bo nie kazała mi płakać nad swoją trumną, a ja pierwszy raz jej nie posłuchałem. Starałem się, ale nie wyszło, bo nagle zdałem sobie sprawę, jak bardzo zabraknie mi jej rad, rozmów o życiu i jasnego jak diament serca. Pozostanie jednak w swoich 14 książkach i moim liryku na pożegnanie, który zgodnie z obietnicą powiedziałem nad jej trumną: (...) Nie pęknie mi serce, gdy wzlecisz/ w bezkresy – Madonno prawdziwa/ na chmurach zawieszę łez sieci/ bym zawsze pamiętał żeś była.

W Kałuszynie nie było kwiatów pamięci, a prawie powszechna ekspiacja, którą spowodował spektakl tak prosty, że aż banalny. Takim jest ludyczny dramat Zofii Kossak-Szczuckiej o Chrystusie, który odwiedza każdego z nas i wynagradza lub karze. Niekoniecznie aż tak, jak Amerykanie Bin Ladena, ale trzeba uważać kogo los, czyli Jezus stawia na naszej drodze i czy zawsze potrafimy sprostać jego wymaganiom.
Ile razy bywamy tchórzami, hipokrytami, zawistnikami etc., byleby tylko dogodzić sobie, lepiej się poczuć lub czerpać satysfakcję z czyjegoś nieszczęścia. Kałuszyńscy seniorzy tak zagrali „Gościa oczekiwanego”, że nawet najwięksi twardziele nie mogli powstrzymać łez w oczach. Jedni z żalu za utraconym bogactwem, inni z racji niewykorzystanych szans bycia prawdziwymi ludźmi.
Nigdy jednak nie jest za późno, więc każdy jeszcze może być szczęśliwy. Nawet ktoś majętny może być wrażliwy na ludzkie nieszczęścia. Nawet musi, by nie podzielił losu spauperyzowanego krezusa, który widział przed klęską tylko pieniądze (vide: Dary bez miary, s.11)

Płaczemy z różnych powodów, ale jest i tak, że wiele uronionych łez wróży nam odmianę losu. To łzy nadziei, bez której żal zamienia się w głazy bólu i bezradności.
Od 1 maja mamy jeszcze jednego orędownika naszych modlitw – Jana Pawła II. Nawet ci, którym nie chciało się dotychczas przeczytać lub nie zrozumieli jego poezji czy traktatów filozoficznych, mogą zawsze westchnąć do Karola Wojtyły – człowieka, który został ludzkim papieżem i papieża, który pozostał prawdziwym człowiekiem.

Numer: 2011 19   Autor: Wasz Redaktor





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *