I Mińsk Mazowiecki Etno-Kabaret

Gdy w sterylnych laboratoriach rodzą się jeszcze do niedawna mitologiczne chimery, a globalne procesy społeczne próbują unifikować poszczególne kultury narodowe i regionalne, Zbigniew Piątkowski postanowił ocalić kawałek naszej rustykalnej tradycji. Organizując pierwszy Etno-Kabaret, nie tylko wpompował w nią dawkę świeżej krwi, ale też ukazał jej bardziej satyryczną stronę, której wyraźnie brakuje podczas innych festiwali folklorystycznych

Śmiało i śmiesznie

I Mińsk Mazowiecki Etno-Kabaret / Śmiało i śmiesznie

Tuzin zaproszonych zespołów utworzył szeroki wachlarz geograficzny – od Ziemi Mińskiej po Kurpie, od Kujaw po Świętokrzyskie, od Opoczna po Rawę. Ich występy stanowiły swoistą mieszaninę kabaretowych skeczy i figlarnego folkloru. Zaprezentowany humor był, jak to na wsi, odrobinkę rubaszny, w dużej mierze frywolny i nader odważny obyczajowo. Scenki takie jak spowiedź kawalera krygującego się wyznać księdzu, gdzie pocałował dziewczynę, czy rozbieranie się w gabinecie lekarskim tylko po to, by uleczyć ból zęba (Podciernianki), wywoływały wypieki na twarzach młodszych słuchaczy. Czyżby nas, mieszczuchów, aż do tego stopnia krępowała publiczna moralność? Buszujemy po erotycznych czatach, mamy się za nowoczesnych i wyzwolonych, a palimy buraka, gdy ktoś wyłuszczy nam kawę na ławę to, co przecież najbardziej ludzkie. Ale z czego właściwie śmieje się współczesna wieś? Z kabaretowych występów dało się wywnioskować, że głównie z siebie samej. Kilkakrotnie powracał motyw pędzenia bimbru i ukrywania tego przed władzą, która węsząc krecią robotę wypytywała „prawdomówną i niewinną” dzieciarnię, lecz ta - nie w ciemię bita - niby wszystko wyśpiewała, a wyszło, że biedny posterunkowy nie ma się do czego przyczepić. No, bo przecież to, czym robili, tatuś ma w spodniach, a matula pod spódnicą, efekt zaś śpi w kołysce. Przepyszny był odegrany przez Posiadalanki epizod z biurem matrymonialnym wyśmiewający rozmijanie się z rzeczywistością romantycznych wyobrażeń o idealnej drugiej połówce. Trzeba przyznać, że w ogóle dużo było o przepaści ziejącej między kobiecością i męskością. Wszak żywot wiejskiej kobiety nie jest usłany różami, jeśli chłop ino wiecznie świętuje albo zachodzi do sąsiadki, gdy tylko żona odwróci spojrzenie. Były też chwile gorzkie. Oto Radojewiczanie z Kujaw skupiły się na bezkompromisowym krytykowaniu UE i technokratycznej cywilizacji oraz na snuciu łzawych elegii o niedoli wiejskiego młodziana, który pojechał do miasta, myśląc, że tam będzie wielkim panem w białej koszuli, a zamiast tego stał się nic nie znaczącym wyrobnikiem. Swój występ zakończyły parodystycznym wykonaniem piosenki z programu „Europa da się lubić”.
Ale na osłodę były tańce i pokaz oczepin opoczyńskiej Kukułecki, mocne folk-rytmy Wiernej Rzeki oraz kankan Powiślanek, które swoim występem zintegrowały wieś z miastem. A w finale urządziły gospodarzom festiwalu rewię gorących stu lat i podziękowań za wspaniałe przyjęcie i nagrody. Każdy z 12 zespołów otrzymał od starosty Antoniego J. Tarczyńskiego oprawiony obraz-dyplom, a od Zbigniewa Piątkowskiego - po 700 złotych i zaproszenie na biesiadę z m.in. pieczonym prosiakiem, nadziewanymi kaczkami od Tatula i tortem od Janeczki. Aż do północy pałac tętnił od ponad dwustu gardeł i par butów, a jeszcze nie było dosyć...
Gala to również prezentacja mińskich zespołów teatralno-kabaretowych. Aplauzem zakończyła się wizyta „U dentysty” teatru z Ekonomika, mini-recitale laureatów piosenki kabaretowej z Dąbrówki, GM-3 i Macierzanki oraz kabaretu Łochowianie, który ze sceniczną furią opowiadał o „Wiejskich dylematach”. Wszyscy otrzymali specjalne podziękowanie za wkład w dzieło popularyzacji mińskiego etno-kabaretonu.
Na tle pasiaków i koronek wykonawców zabłysnął wystrojony po kurpiowsku sam organizator - Zbigniew Piątkowski. Jego śpiew (gwarą kurpiowską) u boku gwiazdy – Apolonii Nowak z Kadzidła - nie tylko poruszył serca niewiast, ale też zaparł dech niejednemu czytelnikowi Co słychać? dotąd znającemu pana Zbigniewa z jego ciętych wstępniaków i penetracyjnych artykułów. Dla członków redakcji i miłośników jego poezji nie było to wprawdzie aż tak wielkie zaskoczenie, ale dla pozostałych… Cóż, może od teraz zamiast WASZ REDAKTOR powinien podpisywać się WASZ TRUBADUR?
PS Więcej zdjęć na www.co-slychac.pl

Numer: 2008 16   Autor: Marcin Królik, Janko Fridayski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *