W podcegłowskich lasach, na terenie leśnictwa Piaseczno, znajduje się malownicza gajówka należąca do leśnictwa Pełczanka. Zamieszkiwana jest przez sympatyczne małżeństwo z dwojgiem dzieci. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że domem i lasem rządzi kobieta...

Pani lasu

Jak przystało na gajówkę z prawdziwego zdarzenia - w progu witają gości dwa pięcioletnie „chłopaki”... Tak pieszczotliwie mówi się tu do ślicznych, rudych jamników Szoguna i Smyka.

Beata Guściora funkcję podleśniczego piastuje już od 16 lat, a teren, jaki nadzoruje, zna jak własną kieszeń. - Zaczęłam od funkcji gajowego, która już nie istnieje. Z wykształcenia jestem ogrodnikiem, później ukończyłam technikum leśne w Białowieży. Pani Beata jest obecnie jedyną kobietą w terenie, w nadleśnictwie mińskim. W pracy spełnia się i świetnie sobie radzi. Jest nie tylko podleśniczym, lecz również szkółkarzem. Do jej obowiązków należy obchód lasu (jego obserwacja), sadzenie młodych drzewek, dokarmianie zwierząt czy rozstawianie lizawek. Wykonuje obowiązki z prawdziwą pasją. - Wieczorami, a także nocą często wychodzę do lasu. Zaszywam się w gąszczu i obserwuję zwierzęta. Czasem nadleci bezszelestnie sowa tak blisko mnie, że ogarnia mnie dreszczyk - opowiada pani Beata, której mąż też jest związany z leśnictwem - Niektórzy znajomi zazdroszczą nam podobnych zainteresowań. Na polowania często chodzimy razem. Możemy wrócić z niczym, ale ważne jest to, że coś robimy wspólnie.
Funkcja podleśniczego to nie tylko romantyczne spacery po lesie, wśród śpiewu ptaków. W mrozy czy słoty też trzeba wychodzić z gajówki, często kosztem przemoczenia czy zmarznięcia. Czasami zdarzają się niebezpieczne sytuacje. - Kiedyś natknęłam się na kłusownika, który zdjął sarnę z wnyku i zdejmował z niej skórę. Uciekł, a mnie napędził strachu - mówi pani Guściora - W lesie nie trzeba bać się dzikich zwierząt, bo to one się nas boją, lecz ludzi - dodaje.
Pani podleśniczy ma na swoim koncie liczne trofea. Najcenniejszym jest niewątpliwie poroże jelenia upolowanego w 2000 roku w nadleśnictwie Rymanów (rzeszowszczyzna). Zwierzę ważyło 192 kg, zaś owo potężne poroże 7,2 kg! Pani Guściora uważa, że praca w lesie jest dobra dla kobiety, pod warunkiem, że lubi obcować z przyrodą, i to o każdej porze dnia i nocy. - Przede wszystkim trzeba to kochać - podkreśla - Niejedna kobieta po leśnym spacerze w gumofilcach miałaby dosyć.
Pani Beata wątpi, żeby dzieci poszły w jej ślady, choć wychowanie wśród przyrody wzbudziło w nich przywiązanie do lasu. Syn kształci się na informatyka, córka studiuje ogrodnictwo... Kto wie, może zmieni plany. W gospodarstwie państwa Guściorów jest zawsze gwarno, rojno i wesoło. Największa radość płynie teraz z nowego członka rodziny, jakim jest... mała kaczuszka, która wykluła się w przeddzień mojej wizyty w gajówce. Ma jednak dobrą opiekę, bo pilnowana jest bacznie przez sześć swych ciotek.
A jak reagują mężczyźni na panią Beatę? - Przy pierwszym spotkaniu zawsze jest zadziwienie - przyznaje i przekonuje, że jedyne ulgi, jakie przysługują jej z tego tytułu, to grzecznościowe. Jedyne, czego teraz należy życzyć pani Beacie to zdrowia i wielu sił. Już teraz bowiem myśli o wiośnie, która co roku jest pracowita. - Jest wtedy dużo sadzenia w szkółkach, a trzeba się spieszyć, bo przedwiośnia praktycznie nie ma - jest zimno, a potem gorąco - konkluduje. A więc - oby do wiosny!

Numer: 2003 38   Autor: Justyna Olkowicz-Gut





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *