„Boleczek”, Henryk Chojnowski ma 75 lat, mińszczanin od urodzenia. Wyjątkowo niespokojny człowiek spełnionej codzienności. Harcerz, członek Szarych Szeregów, zołnierz Armii Krajowej

Bolek - Chojnowski (1)

Mówi o sobie: - Urodziłem się w sercu miasta przy ulicy Legionów (po II wojnie Lenina, obecnie Stefana Kardynała Wyszyńskiego). Tam spędziłem najpiękniejsze lata swojej młodości: durnej, buntowniczej i bojowej. W domu pełnym miłości, szacunku do tradycji, co dodawało mi skrzydeł w codziennym życiu, a zwłaszcza w działalności patriotycznej i społecznej. Henryk, nazywany przez swą ukochaną żonę Boleczkiem, jest obecnie na emeryturze, w dalszym ciągu mieszka w naszym mieście, niedaleko siennickiego przejazdu kolejowego. Wychowali z żoną Jadwigą (zmarła w kwietniu br.) syna i córkę, jest dziadkiem.

Harcerz - małolat
Boleczek, który nazywa siebie „człowiekiem spełnionej codzienności”, w wieku 10 lat był już harcerzem. Należał do 67. drużyny, która miała swój krzyż harcerski. Ten krzyż i lilijkę przechowuje do dzisiaj. Z tego okresu wspomina z dumą dzień 11 listopada 1938 roku, kiedy wraz z innymi harcerzami stał na warcie przy świeżo wzniesionym pomniku powstańców styczniowych przed Kopernikiem przy ulicy Siennickiej (był tam grób powstańca). Harcerze z pochodniami przemaszerowali później do liceum przy Pięknej, gdzie też był grób powstańca styczniowego. - Nie wiem, co jest obecnie z tym grobem - mówi ze smutkiem. - Poza tym wiedliśmy normalne życie harcerskie, zdobywaliśmy sprawności, uczyliśmy się orientacji w terenie, ćwiczyliśmy ciało i umysł.

Komplety i konspiracja
Kiedy wybuchła II wojna światowa, Henryk Chojnowski był w czwartej klasie szkoły podstawowej. Klasę piątą i szóstą skończył prywatnie u Rotkinówny (przechrzczonej Żydówki). Naukę w gimnazjum kontynuował na tajnych kompletach. Pamięta swoich nauczycieli: Jana Łupińskiego - dyrektora, Klubównę, Ługowską, Kazikowskiego, Krauze, Klepacką, Gajewskiego - Ramzesa, ks. Wiśniewskiego. Wymienia jednym tchem kolegów z kompletu: Romana Walczaka, Basię i Wiesię Gniado, Franka Nowickiego, Ryśka Bożyma, Wieśka Młoduchowskiego, Waldka Niemczaka, Stasia Madraka, Janka Paruzela. Z dumą podkreśla, że tajne komplety odbywały się w jego rodzinnym domu.
Wybrani harcerze (nie wie, jakie było kryterium selekcji) z 67. drużyny, w tym i on, wchodzili w skład Szarych Szeregów i podlegali Zygmuntowi Żółtkowi, ps. Mors. W konspiracji działali wtedy: Jan Paruzel, Waldemar Niemczak, Józef Romanowski, Kazimierz Sędek, Ryszard Bożym, Stanisław Madrak, z przesiedlonych - Stefan Wieczorek. Tworzyli oni grupę etatowych gońców przy komendzie obwodu „Mewa”. Prosi, aby koniecznie napisać o wygnańcach. Otóż chodzi o Polaków wysiedlonych przez Niemców we wrześniu 1939 roku. Jak wspaniale egzamin człowieczeństwa zdali wtedy mińszczanie, gdy wygnańcom dostarczali żywność, sprzęt domowy - co kto miał i czym mógł się podzielić.

Etatowy goniec
- W mojej grupie z etatowych gońców oprócz mnie (ps. Achilles) był Jasio Paruzel i Waldek Niemczak. Od sierpnia 1941 roku z gońców harcerzy przeszliśmy na gońców akowskich. Podlegaliśmy w dalszym ciągu Morsowi. Do mojego rodzinnego domu Żółtek przynosił meldunki, które musieliśmy doręczać w określone miejsca. Do tego celu służyły rowery. U mnie było sześć tych służbowych maszyn przeznaczonych dla lekarzy weterynarii. Boleczek wyjaśnia, że każdy rower miał numer i był zarejestrowany. Taki obowiązek ciążył na właścicielach jeszcze kilka lat po wojnie. U Chojnowskich mieszkały dwie policjantki z niemieckiej obyczajówki. Miały dwa rowery i często mu pożyczały, przezornie jednak odkręcały numerki. Zawodowi gońce rozwozili meldunki po powiecie mińskim.
- Nie wiem, co zawierały. Domyślałem się tylko, bo za 3-4 dni na naszym terenie była jakaś akcja. Z jego trójosobowej grupy wpadli Paruzel i Żółtek. Była to pierwsza żałobna karta Mińska. Aresztowano wtedy 64 osoby. Jasio nie wydał Chojnowskiego i Niemczaka, Mors też nie wsypał nikogo. Dotychczas nie została wyjaśniona ta tajemnica, jest to otwarty temat dla historyków. Boleczek po tej wsypie uciekł do Rembertowa, gdzie był do czerwca 1944 roku. To nie przeszkodziło mu w dalszej działalności. Z kolegami rozprowadzali biuletyny informacyjne, które przychodziły z Warszawy. To była polska wersja przygotowana specjalnie dla Niemców. Nietypowym zadaniem było zdobywanie gumowych kół do chłopskich wozów „żelaźniaków” w celu ich wyciszania. W tych wyczynach zasłynął „Bajbus” Zamojski, który potrafił w kilkadziesiąt sekund odkręcić takie koło. Jego spryt sięgnął zenitu, kiedy odkręcał koło od samochodu ciężarowego na ulicy Kościuszki sprzed szpitala niemieckiego. Ponadto zajmował się dezorientacją - zamianą rzymskich cyfr na tablicach stojących na obrzeżach miasta, np. z VIII przez likwidację I wychodziła siódemka (wytwarzał się bałagan w ruchu pojazdów). Ponadto uczyliśmy się budowy i obsługi broni w domu Sędka przy ul. Okrzei vis a vis obecnego sądu. (cdn.)

Numer: 2003 38   Autor: Wysłuchała H. Nowosad





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *