Ćwiczenia bombowe z opróżnianiem pracowników na ulicę są bezpieczne, a nawet przyjemne w czasie pokoju. Co innego, gdy na polskim niebie pojawiają się rakiety gotowe unicestwić nie tylko fragment lasu, ale też połacie miast, a szczególnie garnizony wojskowe. Strach pomyśleć co by się stało, gdyby w czasie udawanego zagrożenia nastąpiła prawdziwa tragedia...
Trąby z bomby
Eksplozja i wydobywający się dym z jednego pokoju w mińskim starostwie... To początek ćwiczeń, które miały na celu usprawnienie procesu reagowania na zdarzenie kryzysowe oraz wzajemną organizację pracy zespołowej i współdziałanie. Z uwagi na występujące zagrożenie, zarządzono ewakuację wszystkich osób przebywających w urzędzie. Do działań przystąpiły służby.
W próbie uczestniczyły zespoły zarządzania kryzysowego z powiatu mińskiego, czyli zawodowi strażacy i policjanci. Pierwsi niwelowali skutki pożaru i organizowali ewakuację, a zadaniem policji było zabezpieczeniu miejsca zdarzenia, odizolowaniu osób postronnych, udrożnienie dróg dojazdowych dla służb ratunkowych oraz na sprawdzeniu budynku czy znajduje się w nim materiał wybuchowy.
Szkolenie się udało, ale tylko w ramach postawionych wcześniej celów. Zadowoleni pracownicy starostwa po godzinnej stójce na parkingowym chodniku ochoczo wracali do pracy. Nawet nie chcieli myśleć, czy pozorowane działania sprawdziłyby się w praktyce, a co dopiero, gdy na tłum spadłoby realne zagrożenie.
To nie herezja, więc trzeba publicznie zapytać, czy w czasie takich ćwiczeń nie trzeba użyć schronów. Podobno w Mińsku Mazowieckim są tylko dwa, ale – jak twierdzą władze – każdy podziemny parking może służyć ukryciu w chwili zagrożenia atakiem z powietrza. Tylko ludzie muszą wiedzieć, gdzie one są i jak się tam dostać.
J. Zbigniew Piątkowski
REPORTAŻ TV
Numer: 3f /1318 - / Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ