Jednym okiem /8/

Co roku z końcem października wybucha na nowo dyskusja o wyższości rodzimych uroczystości Wszystkich Świętych nad importowanym z Ameryki świętem Halloween. Starsi psioczą na upadek ojczystych obyczajów – młodsi tłumaczą, że przecież 31 października to nie to samo co 1 i 2 listopada, tak więc można się i zabawić, i zamyślić, co kto woli.

Zdjęcia wspomnień

Jednym okiem /8/ / Zdjęcia wspomnień

Dla mnie osobiście dyskusje te były zawsze bezprzedmiotowe. Może dlatego, że w naszym domu listopadowe święta były zawsze okazją do wielkiego (często jedynego w roku) rodzinnego spotkania u mojej śp. Babci. Zaczynało się zawsze Mszą świętą na cmentarzu, wokół grobu Dziadka, przy czym wśród dzieci trwała rywalizacja o to, kto już jest „dostatecznie dorosły”, żeby zapalać znicze. Spotkanie w rodzinnym gronie kontynuowaliśmy
następnie na tradycyjnym obiedzie, podczas którego starsze pokolenie przekazywało młodszemu zabawne lub wzruszające anegdotki o naszych Drogich Nieobecnych. Takie, jak rodzinne przekazy o tym, jak to moja najdroższa Babunia uchroniła Dziadka od sowieckiej niewoli, przewożąc go rannego przez zieloną granicę. Albo, jak mój Pradziadek, leżąc już na łożu śmierci, na wieść o tym, że z powodu srogiej zimy wilki podchodzą aż do kuźni (która znajdowała się na skraju wsi) – rzucił zamierającym już głosem: „Kto wie, może się chciały podkuć?”

Te i podobne historie słyszałam od dzieciństwa już tak wiele razy, że zdaje mi się, jak gdybym dzięki nim miała okazję osobiście poznać tych, którzy zmarli na długo przed moim urodzeniem. Dzięki temu my-dzieci wrastałyśmy coraz bardziej w rodzinną tradycję, czując się częścią większej całości. A pogodna atmosfera tych spotkań, wyczekiwanych przez cały rok, lepiej moim zdaniem sprzyjała oswajaniu się ze śmiercią i przemijaniem, niż halloweenowe zabawy. Dlatego teraz zabieram do grobu Dziadka i Babuni trójkę własnych pociech (mając nadzieję, że byłaby dumna z takich prawnucząt) i mam zamiar dopilnować, aby usłyszały te same opowieści, które ja słyszałam w dzieciństwie. Metodę wyniesioną z mojego rodzinnego domu zastosowaliśmy też z powodzeniem, gdy w mijającym roku odeszła na zawsze ich Babcia, a moja droga Teściowa. W wieczór po Jej śmierci wyciągnęliśmy zdjęcia, przywołując same dobre wspomnienia. I mam szczerą nadzieję, że kiedy my odejdziemy już z tego świata, tak wychowywane dzieci przyjdą kiedyś na nasz grób z własnymi dziećmi, żeby zapalić światełko, wyszeptać modlitwę, a potem powspominać nas z uśmiechem. Czego i Państwu życzę.

Numer: 44/45 (995/996) 2016   Autor: Anna M. Sikorska





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *