DRODZY CZYTELNICY

Co czwarty powiat nie spełnia założeń reformy z 1999 roku. Część jest za mała, a wszystkie istnieją tylko dzięki subwencjom i dotacjom. Ich zadłużenie sięga wielu miliardów złotych - narzekali fachowcy z okazji 15. rocznicy wprowadzenia powiatów przez rząd Buzka. Minęło dwa lata, mamy nowy rząd i nic się nie zmieniło. Ba, nie zmieni, bo taki układ wszystkim pasuje. Zarówno rządzącym jak i opozycji, bo ubezwłasnowolnione powiaty to z jednej strony miejsce  na zatrudnienie swoich, a słabe po to, by nie stanowiły zbyt dużej, lokalnej siły politycznej

Kwiaty powiatu

DRODZY CZYTELNICY / Kwiaty powiatu

O ile lokalność znajdujemy w gminach, to obywatelskość siedzi w powiatach. To na tym szczeblu decyduje się i zarządza dziedzinami, które mają bezpośredni wpływ na Polaków, jak szpitale, szkoły i transport. Jest naturalnym, pośrednim stopniem między władzami państwowymi i samorządemregionalnym. Tego wielu powiatom brakuje, więc już dwa lata po wprowadzeniu w życie reformy terytorialnej pojawiły się głosy o potrzebie jej... zreformowania. Teraz głosy się falami nasilają, bo w 67 powiatach ziemskich zamieszkuje mniej niż 50 tys. osób, a 11 powiatów składa się z mniejszej liczby gmin niż pięć.
Powiaty mają niewielką swobodę w dysponowaniu tymi pieniędzmi, które otrzymują. Duża część ich dochodów - średnio około 30 proc. - to dotacje celowe, które muszą być przeznaczone na konkretne zadania. Na przykład z zakresu wsparcia dla bezrobotnych wykonuje, według ściśle określonych reguł, powiatowy urząd pracy. Nie ma możliwości, aby - szukając oszczędności - przekazać realizację tych zadań prywatnej firmie lub organizacji pozarządowej.
Lokalnym samorządom coraz trudniej utrzymać szkoły, rezygnują z utrzymania połączeń autobusowych i kolejowych i nie dają rady w prowadzeniu na odpowiednim poziomie szpitali.
Stąd głosy, że powiaty są kompletnie niepotrzebne, bo wszystkie ich zadania mogą i powinny bez problemu wypełniać gminy. – Wyrzucamy w błoto każdego roku miliardy złotych, bo na 40 tys. urzędników, którzy są zatrudnieni w starostwach, ponad 30 tys. jest zbędnych z budżetu państwa – twierdzi prof. Kieżun z uczelni im. Leona Koźmińskiego.
Powiat miński jest duży, ale to nie znaczy, że nie ma problemów trudnych, a nawet niemożliwych do rozwiązania.
Wszystko przez znaczone pieniądze w budżecie, niewielkie dochody własne i politykę. Zło czynią zarówno władze centralne jak i mazowieckie. Podczas wrześniowego konwentu wójtów i burmistrzów doszło do dwóch incydentów z powodu nierównego prawa, przez które gminy i powiat miński mogą się czuć pokrzywdzone. Jesteśmy blisko Warszawy tylko geograficznie, bo władze stolicy i Mazowsza dziwnie ciążą na jej zachodnie rubieże. Jest tak, jakby rozwojowe dotacje unijne zatrzymywały się na Wiśle, a działania władz szły w stronę podziału powiatu na lepszych i gorszych.
I tak będzie, dopóki rządy dobrej zmiany nie uczynią z powiatów ośrodków realnej, czyli bogatej władzy. A bogactwo bierze się z podatków mieszkańców, które winny stanowić gros budżetu powiatu. Siłą powiatu powinien być także starosta wybierany bezpośrednio, a nie przez powiatowy układ koalicyjny.
Zanim więc złożymy kwiaty na grobach powiatów, trzeba je wzmocnić. Raz, ale porządnie...

Numer: 40 (991) 2016   Autor: Wasz Redaktor






Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *