Jednym okiem /66/

Pewien człowiek umarł i stanął przed bramami Nieba. – Oj, niedobrze, synu. – pokręcił głową święty Piotr, zaglądając w papiery – Jakoś tu nie widzę, żebyś pomagał bliźnim... – No, jak to – nie pomagałem?! – oburzył się zapytany – Przecież jadłem jogurty...

Oczy pomocy

Wydawać by się mogło, że pomaganie jest w dzisiejszych czasach sprawą niezwykle prostą. Wystarczy w tym celu – jak bohater naszego dowcipu – wybierać w sklepach produkty, z których jakaś część zysku przeznaczona jest na szlachetny cel. Co kto woli. Pomoc dla rodzin wielodzietnych. Sadzenie drzew. Dożywianie uczniów w szkołach. Wystarczy jeden klik – i już możesz wesprzeć wirtualnie którąś z niezliczonych fundacji na rzecz chorych dzieci. Albo bezdomnych zwierząt. Zostaw nam lajka – a zbudujemy razem studnię w Afryce! Możesz też wysłać nam smsa. Łatwizna. Ostatnie wydarzania związane z małym Alfiem Evansem pokazały zresztą, że globalna Sieć ma prawie nieograniczone możliwości poruszania ludzi na całym świecie.

Nie twierdzę, że to jest coś złego. Sama chętnie angażuję się w pomoc tą drogą. Zastanawiam się tylko, jak to się przekłada na nasze codzienne życie. Bo niestety... Zbyt często okazuje się, że ci, którzy w internecie byli gotowi słać petycje do królowej angielskiej w obronie Alfiego, ratować dżunglę amazońską – albo wspierać Holendrów, zagrożonych przez eutanazję – w realnym życiu nagle NIC NIE MOGĄ. Na przykład nie mogą odwiedzić własnej babci lub dziadka z Alzheimerem. Brak czasu, po prostu. Zresztą staruszek i tak pewnie nikogo już nie poznaje. Nie są w stanie w żaden sposób ulżyć sąsiadce, która samotnie wychowuje niepełnosprawne dziecko. Nawet zapytanie, czy nie trzeba byłoby jej w czymś pomóc, zazwyczaj przekracza nasze możliwości. Ba, nie da się choćby przygarnąć bezdomnego kota czy psa.

Dużo łatwiej jest protestować na facebooku w obronie zagrożonych gatunków. W realu ogarnia nas niemoc totalna. Zawsze mnie zastanawia, że ilekroć gdzieś wychodzi na jaw, że komuś działa się krzywda – sąsiedzi nigdy niczego nie widzieli ani nie słyszeli. W końcu to przecież nie była ich sprawa, prawda? Natomiast sprawa małego Anglika była ICH sprawą – jak najbardziej...

Proszę, pomyślcie o tym przez chwilę. Kiedy już odpoczniecie po długim weekendzie...

Numer: 19 (1075) 2018   Autor: Anna M. Sikorska





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *