Odgłosy wybuchów, kanonada z karabinu maszynowego, warkot silników, swąd prochu, krew, pot i łzy – te przerażające sceny śledzili sienniczanie w ubiegłą niedzielę na przycmentarnych błoniach. Wszystko za sprawą rekonstrukcji bitwy z 13 września 1939 roku, zorganizowanej w tym roku z jeszcze większym rozmachem. Tak silnych emocji, jakie przeżywali podczas pokazu widzowie, nie zapewni im żaden, choćby najlepszy, podręcznik do historii.
Krwawa victoria
Od samego poranka do Siennicy zjeżdżały zabytkowe pojazdy z lat wojny, a na ulicach pojawili się żołnierze w oliwkowych i szarych (tzw. kolor feldgrau) mundurach – uzbrojeni i gotowi do walki. To jednak nie powtórka z przerażającego września 1939 roku, a jego rekonstrukcja odwzorowana w najdrobniejszym szczególe przez Zbigniewa Nowosielskiego, wspartego przez blisko 140 osób – historyków i pasjonatów. To już po raz drugi postanowili pokazać tym, którzy nie mogą pamiętać tragicznych wydarzeń, co przeżywała Siennica 74 lata temu podczas niemieckiego natarcia.
– Siennica z punktu widzenia treści roku 1939, pomimo koszmaru kampanii, która była przegrana, ma znaczenie wyjątkowe. Od strony nagłośnienia to uczy, uczy i jeszcze raz uczy – mówił podczas specjalnej konferencji prasowej dr hab. Andrzej Olejko z Uniwersytetu Rzeszowskiego. I ubolewał, że mimo ogromnej skali tego wydarzenia – większej jeszcze niż przed rokiem – całkowicie zignorowały je ogólnopolskie media. Zgodził się z tym Tomasz Szczerbiński, dziennikarz i miłośnik militariów, choć zwrócił uwagę na nieocenioną pracę u podstaw wykonywaną przez lokalnych pasjonatów historii.
– Projekty budowy to inwestycje prywatne, tu nie ma wsparcia sponsorów na poziomie 20%, najwyżej 2-5%. Nie każdego stać na budowę pojazdu, ale każdego stać na kupienie munduru – zaznaczył Szczerbiński. Dodał też, że siennicka rekonstrukcja jest jedyną w Polsce, w której udział wezmą dwa sprawneTKS-y, czyli czołgi rozpoznawcze zwane tankietkami, a zrekonstruowane przez dh Nowosielskiego. To za jego sprawą już niedługo na drogi wyjadą kolejne repliki wojskowego sprzętu, czyli fiaty 518, z których żaden nie zachował się po wojnie.
Tego dnia można było za to zobaczyć inne pojazdy, motocykle, a także broń i doskonale wyszkolone konie kawalerii. Paradę oddziałów prowadzili żołnierze z CSŻW – najpierw na mszę do siennickiej świątyni, a później na pole bitwy, gdzie na cześć poległych oddano salwę honorową. Przed cmentarzem na rekonstruktorów czekały już całe tłumy widzów, starszych i młodszych, którzy przychodzili dużo wcześniej, by zająć sobie najlepsze do obserwacji miejsca.
A było co podziwiać, bo organizatorzy nie żałowali widzom atrakcji i efektów pirotechnicznych, a odtwórcy ról – mimo lejącego się z nieba żaru – dali z siebie wszystko. Zanim jednak ruszyli do boju kawaleria prezentowała swoje umiejętności, pojawiając się na polu bitwy w rytm poloneza Wojciecha Kilara. Było to jednak jedynie preludium emocji, jakie czekały na widzów tego dnia.
Wybuchy pocisków, kanonady karabinowe, świst kul, krzyki o pomoc, a także błagalne prośby o litość ludności cywilnej schwytanej przez Niemców zapierały dech w piersiach. Wszystko okraszone przejmującym i pełnym grozy komentarzem profesora Olejki. To pozwoliło przenieść się w czasie i przeżywać strach, jaki towarzyszył ówczesnym mieszkańcom Siennicy, oraz uświadomić sobie poświęcenie żołnierzy, którzy ruszyli do ataku, nie zważając na świszczące nad głową pociski i wiedząc, że być może to ich ostatnia walka.
Zwycięska dla wojsk polskich, ale okupiona krwią i niosąca przerażające konsekwencje. To właśnie po niej Niemcy w odwecie spali całą osadę, niszcząc domy i gospodarstwa, a także zabytkowy kościół, na którego miejscu stoi dzisiaj urząd gminy. I choć minęło już tyle lat, sienniczanie wciąż pamiętają, a dzięki lokalnym pasjonatom – nie zapomną nigdy.
Numer: 30 (825) 2013 Autor: Justyna Kowalczyk
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ