DRODZY CZYTELNICY

Mamy wreszcie normalność… możemy oddychać pełną piersią… używać życia do woli… No i po co tyle entuzjazmu, poczucia wolności, a nawet bezpieczeństwa… Wkrótce znowu nas zamaskują, powiążą i odczłowieczą. Już zaczynają straszyć kolejnymi falami zarażeń, byśmy nie poczuli się zbyt komfortowo. Oni wiedzą, że nasz luksus wolności, czyli nieokiełznanej niczym woli może okazać się końcem ich autokratycznej władzy. Dają nam więc tylko ułudę swobody…

Natury cenzury

DRODZY CZYTELNICY / Natury cenzury

Odwaga nie jest dzisiaj ani popularna, ani tania. Ba, może drogo kosztować każdego, kto ośmieli się skrytykować modną ideę lub celebrytę. Od zbanowania buntownika po groźby karalne. Już taka jest natura cenzury chroniącej niby-demokracje i niby-wolność…
Fakt, prezes Kaczyński mówił o tłustych kotach w pisie. No i jeszcze o takich, którzy zamykają partię w imię własnych interesów wyborczych. Może się narażę, pokazując w tym kontekście pisowskich parlamentarzystów, ale skojarzenia są bezlitosne, zaś prawda nie boi się niczego i nikogo…

Tak oto zahaczyliśmy o nie mniej bezpiecznie - globalne dystrybutory wiedzy i opinii. Niestety, tam nie jest lepiej niż w mediach tradycyjnych, a może nawet gorzej. Chodzi oczywiście o cenzurę treści i obrazów, które codziennie podziwiamy i komentujemy. Jak się okazuje, coraz częściej odważni komentatorzy otrzymują dziwne wiadomości.
Jak twierdzi jeden z blogerów, banowanie dużych profilów jest dla cenzorów mimo wszystko problematyczne, bo robi się wokół tego dużo szumu. Dlatego opracowali nowe metody na utrzymywanie społeczeństwa w jedynych słusznych, neobolszewickich poglądach. Nowe ryzy to obniżanie profilom zasięgów, tak żeby część z nich nie widziała nowych wpisów, nawet jeśli mają ustawione priorytetowe wyświetlanie. To tak zwane działanie w białych rękawiczkach – po cichu ale skutecznie.
A druga metoda? Po co banować profile, skoro inaczej można załatwić… użytkowników tych profilów i ukarać ich za to, że udostępniają niewłaściwe treści… Efekt będzie taki sam – wpis danego profilu będzie miał mniej interakcji, bo część użytkowników jest zamrożona. To rzeczywiście niezły sposób na żonglowanie emocjami i poglądami. Ba, to istny sieciowy terror, to wywieranie presji, by ludzie bali się udostępniać treści niezgodne z lewackim, czyli tzw. postępowym światopoglądem.
Można mieć dość śmiałe wrażenie, że nawet Lenin, Stalin czy Hitler, gdyby zobaczyli co wyprawiają jego mentalni spadkobiercy, z niesmakiem rzuciliby mięsem.

Objawy cenzury lokalnej są równie mało widoczne, ale czuć ją z daleka. Ot taka darmowa gazetka żyjąca z reklam zaufanych polityków i burmistrzów. Nie, nie nasza, a z Podkarpacia pisała dobrze tylko o tych gminach, które zamieszczały na jej łamach panegiryki ku własnej czci. A jeśli jakiś włodarz nie chciał płacić, pojawiały się tylko krytyczne artykuły. Nawet wtedy, gdy oddał inwestycję stulecia.
Swego czasu o takie metody podejrzewał mnie jeden z naszych burmistrzów, gdy namawiałem wszystkich o zamieszczanie w Co słychać? aktualnych, a nie przestarzałych informacji. Po kosztach, bo liczył się czas, a nie pieniądze. Ba, policzyliśmy, że będzie taniej od wydawania gminnej gazetki, ale i tak nie wyszło. Zmowa? Być może, ale nie żałuję. Poprawianie tekstów po gminnych żurnalistach jest nader nieprzyjemne, a nas nie dosięgła cenzura lokalnej władzy. Wcale to nie znaczy, że nie chcemy od samorządów informacji. Zawsze, ale piszemy według własnego sumienia – z natury braku cenzury…

Numer: 27/28 (1239/1240) 2021   Autor: Wasz Redaktor






Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *