W związku z epidemią koronawirusa wiele miast zdecydowało się na zamknięcie targowisk. Oznacza to, że mali producenci, którzy wystawiali się na targowiskach nie mogą pracować. W tym samym czasie setki ludzi przewijają się przez markety robią ogromne zakupy. Czy to jawny zamach na polskie rolnictwo...

Targ nie market

Targ nie market

Gdy premier Mateusz Morawiecki ogłosił stan epidemii w Polsce, po kilku dniach kolejne miasta podejmowały decyzję o zamknięciu targowisk miejskich. Oczywiście w trosce o bezpieczeństwo i zdrowie mieszkańców.

W tym samym czasie, mimo zamknięcia większości sklepów, wielkie sklepy spożywcze pozostają otwarte. To dobrze, bo Polacy mają możliwość normalnego robienia zakupów najpotrzebniejszych produktów. Trudno jednak zrozumieć logikę, która kieruje rządzącymi - zamykają targowiska, otwarte w większości na świeżym powietrzu, podczas gdy w zamkniętych sklepach na zakupach gromadzą się dziesiątki ludzi.

Trudno to zrozumieć. W momencie i tak bardzo trudnym dla polskich przedsiębiorców uniemożliwiamy im działania, podczas gdy zagraniczne korporacje mają się świetnie, bo Polacy robią w nich ogromne zakupy na zapas. Minister Ardanowski niby sam promuje formę sprzedaży na targach, a teraz nie broni sprzedawców, którzy zostaną zrujnowani, jeśli zagrożenie epidemiczne potrwa wiele tygodni.

Wszystko wskazuje na to, że działania związane ze sprzedażą żywności nie zostały przemyślane. Obecna sytuacja doprowadzi do tego, że sieci de facto wyeliminują konkurencję w postaci małych przedsiębiorców, a to obróci w niwecz wszystkie działania, które miały ich promować.

A co będzie z mińskim targowiskiem...

Data: 25.03.2020





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *