W Mińsku

Nauczyciel to jeden z tych zawodów, w których praca wymaga systematycznego dokształcania. Miało temu służyć rozporządzenie ministerstwa oświaty dotyczące stopni awansu zawodowego. Każdy, kto rozpoczyna pracę w szkole, staje się nauczycielem stażystą. Potem, po odbyciu odpowiedniego stażu, zdobyciu doświadczenia, przejściu pomyślnie postępowania kwalifikacyjnego pedagog może zdobyć kolejno stopień nauczyciela kontraktowego, mianowanego i dyplomowanego. Każdy stopień awansu to oczywiście prestiż, uznanie zawodowe, ale dla wielu przede wszystkim - większe zarobki

Belfer nauczony

Jak podają badania wśród osób, które zaangażowane były w zdobywanie kolejnego stopnia awansu zawodowego, ponad 60% uczestniczyło w różnego rodzaju kursach, 36% samodzielnie próbowało zdobywać potrzebną wiedzę, a 16% podjęło studia podyplomowe. Rekordziści uczestniczyli w ponad 20 (!) kursach podczas jednego stażu (najczęściej trwał on 2 lata i 9 miesięcy). Wydaje się, że wszelkie tego typu działania nauczycieli podnoszą nie tylko ich wiedzę czy kwalifikacje, ale wymiernie wpływają na podniesienie jakości pracy szkoły, polepszenie oferty edukacyjnej dla dzieci i młodzieży. Wzrasta też systematycznie liczba nauczycieli, którzy mogą uczyć więcej niż jednego przedmiotu w szkole lub mają dzięki temu dodatkową specjalizację.
Nadal jednak niewiele zmienia to sytuację materialną belfrów poza tym, że najczęściej sami muszą sfinansować wszelkie potrzebne mniej lub bardziej kursy, studia, szkolenia. A są to koszta niemałe (kurs – średnio ok. 100 zł, studia – ok. 1200 zł semestr). Jeden z mińskich nauczycieli fizyki oprócz swojego wyuczonego na 5-letnich studiach zawodu, zdobył także kwalifikacje do nauczania chemii, matematyki, informatyki, a ostatnio ukończył pomyślnie podyplomowe studia na kierunku zarządzanie oświatą. A pracuje w szkole dopiero od siedmiu lat. Rusycystka po kilkunastu latach pracy w szkolnictwie skończyła polonistykę, a germanistka lada moment zdobędzie kwalifikacje do nauczania wiedzy o kulturze. Znam też nauczycielkę techniki i informatyki, która uczy się być doradcą zawodowym i dwie inne, które pracując w gimnazjum, otworzyły przewody doktorskie i zbierają materiały do pracy naukowej.
Janusz Głowacki w swojej ostatniej książce „Z głowy” napisał: „...sytuacja profesora w niemieckim gimnazjum to było naprawdę coś. I nie należy jej mylić z sytuacją polskich nauczycieli, zwłaszcza w małych miasteczkach czy wioskach, w których profesorowie po zakończeniu lekcji dorabiają malowaniem płotów u rodziców co bogatszych uczniów”. Aż tak może nie jest, ale badania pokazują, że około 60% czynnych zawodowo nauczycieli podejmuje się dodatkowej pracy. Najczęściej jest to etat lub część etatu w innej placówce lub korepetycje. Co do pierwszego pomysłu, to nasi domorośli „specjaliści od oświaty” już wpadli na pomysł ograniczenia w zatrudnianiu nauczycieli tylko do jednej szkoły (oficjalnie nazywa się to walką z bezrobociem). Co do drugiego – to często prawda bywa taka, że na sukcesy jednej szkoły, w której nauczyciele wymagają od uczniów więcej niż z siebie dają, pracują korepetytorzy z innej. Nowe pomysły ministerialne dotyczące awansu także skutecznie mają zahamować „nadmiar” dyplomowanych, bo to ich zarobki obciążają zbyt mocno samorządowe budżety. Zgodnie więc z najnowszą ustawą z grudnia 2004 r. nauczycielem dyplomowanym będzie można zostać dopiero po 15 latach pracy w szkolnictwie. Przez ten czas najwyższym osiągnięciem zawodowym będzie tytuł nauczyciela mianowanego ze średnią comiesięczną pensją ok. 1200 zł za etat.

Numer: 2005 42   Autor: Izabela Saganowska





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *