W mińskim szpitalu

- Raz jeszcze przekonałem się, że życie weryfikuje nas samych, nasze poglądy, sądy o rzeczach i ludziach. Chciałoby się tym razem rzec: na szczęście! Często okazuje się, że etykietka przyklejona dawno temu przylgnęła do osoby czy instytucji tak skutecznie, że nawet nikt nie próbuje jej usunąć, mimo że nie zaświadcza już o prawdziwym stanie rzeczy. Uważam, że tak właśnie się stało z oddziałem ginekologicznym w naszym szpitalu – napisała do nas pani Teresa

Twarze ginekologii

W mińskim szpitalu / Twarze ginekologii

Przed 17 laty została skierowana na oddział ginekologiczny mińskiego szpitala. - Wiadomym jest wszystkim, że zdrowi tam nie trafiają, a ja byłam w szczególnie kiepskim stanie. Od pierwszej do ostatniej chwili pobytu na oddziale czułam się jak intruz! Kobiety, które dzieliły mój los, miały identyczne odczucia. Bliscy chorych z duszą na ramieniu i sercem w gardle nieśmiało dopytywali o stan zdrowia hospitalizowanych. Ton, jakim udzielano odpowiedzi sprawiał, że często było to pierwsze i ostatnie pytanie - wspomina nie bez ironii nasza respondentka. Co jej utkwiło w pamięci? W większości nieżyczliwy personel, zwłaszcza niektórzy lekarze i atmosfera przesiąknięta ignorancją sprawiały, że mimo złego stanu miała ochotę uciekać, gdzie pieprz rośnie. Niestety, choroba zmusiła ją do pozostania w szpitalu, a był to pobyt nie do zapomnienia.
Minęło 17 lat i… znów trafiła na oddział ginekologiczny w tym samym szpitalu. Tym razem sprawa była znacznie poważniejsza, bo operacja. - Spotkało mnie miłe rozczarowanie: wspaniała opieka, życzliwość pracowników, atmosfera pełna wyrozumiałości w żadnym wypadku nie przypominały oddziału sprzed lat – donosi pani Teresa. Już na początku pobytu otrzymała wsparcie i wszelką pomoc od pielęgniarek i salowych, które w rzeczywisty sposób troszczą się o pacjentki. Mimo ciężkiej, wielogodzinnej pracy stać je było na uśmiech i wyrozumiałość. Na podkreślenie zasługuje również świetna relacja między personelem a rodzinami pacjentek. - Nigdy nie zapomnę pewnego powszechnie znanego ginekologa, który choć był doskonałym specjalistą, emanował arogancją, wręcz porażającym chamstwem w kontaktach z chorymi, niejednokrotnie poniżając ich i używając wulgaryzmów. Na szczęście nie jest już pracownikiem mińskiego ZOZ – zauważa pacjentka.
Twierdzi również, że lekarze, których spotkała na oddziale ginekologicznym, są także wspaniałymi specjalistami, co nie przeszkadza im zachowywać się uprzejmie w stosunku do chorych i ich rodzin. Tu kompetencja idzie w parze z kulturalnym zachowaniem i sprawia, że w lekarzu dostrzegamy człowieka, nie zaś tylko fachowca wykonującego perfekcyjnie swój zawód.
Wie, że wiele kobiet mających się poddać hospitalizacji nadal stara się o pobyt w szpitalach warszawskich lub siedleckich, gdyż zła sława z dawnych czasów niesie się po dziś dzień i wizja pobytu na oddziale ginekologicznym w naszym ZOZ w wielu potencjalnych pacjentkach budzi liczne obawy. - Piszę, by oderwać etykietkę przyklejoną w dawnych czasach oddziałowi ginekologicznemu w mińskim ZOZ. Jak wiadomo, oddział położniczy ma doskonałą renomę i zmienił się bardzo, w porównaniu z tym sprzed kilkunastu lat. Podobnie rzecz się ma na ginekologii – to jest zupełnie inny oddział! Inni ludzie! Jestem pełna podziwu i uznania – kończy nasza czytelniczka, dziękując wszystkim za opiekę i tę wielką zmianę.

Numer: 2007 39   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *